Strona www stworzona w kreatorze WebWave.
Hej. Mam pytanie. Czy Wy też wyszukujecie przepisy na różne potrawy i one na tych różnych kulinarnych blogach wyglądają super, a jak je zrobicie, to już, cóż, nie tak super? Bo ja tak mam.
Ale od początku.
Kuba ustalił ze swoją babcią i moją mamą, ze zrobimy jakieś ciasta. I tu trzeba Wam wiedzieć dwie rzeczy.
Po pierwsze, ja nie jestem mistrzynią pieczenia. Dobra, to ma być najszczersze miejsce na świecie, więc powiem całą prawdę: ja w ogóle nie jestem mistrzynią kuchni. Kuba tak. Ja – nie.
Ale! Po drugie, równie ważne: w moim kalendarzu, w bardzo nieodległej przyszłości, widnieją pewne ogromnie ważne zapiski. Mogą być zwane różnie: terminami, deadline’ami.
A, miało być szczerze? No tak, to jedna z tych dat wcale nie nadchodzi. Ona już dawno minęła.
Wracając do tych deadline’ów: one mnie gonią i straszą… Ale święta. Te święta się już nie powtórzą. Ja muszę, powtarzam: MUSZĘ dać z siebie wszystko, znaleźć i zrobić jakieś mega pyszne ciasta.
Także trochę tych ciast szukałam. I pomyślałam: mazurek. Mazurek to przecież ciasto stworzone na tę okazję. I ono przecież nie może być trudne.
Znalazłam i mazurka, i przepis na tort Pavlova, i postanowiłam powtórzyć sukces zeszłej Gwiazdki i zrobić miodownik. I jeszcze ciasto czekoladowe z wiśniami.
Zaczęłam od tego czekoladowego, bo w sumie przepis na nie znam na pamięć (jako jedyny). Za szybko wyrosło, a blacha była chyba za duża, ale tu przycięłam, tam polałam polewą i wydaje się być okej.
A potem mazurek. I co się okazało? Że nie mamy blachy! Kiedyś mieliśmy, słowo. Ale gdzieś ją wynieśliśmy i pewnie znajduje się u kogoś w domu w takim czyśćcu dla przyrządów gospodarstwa domowego przyniesionych przez jakichś ludzi przy okazji różnych imprez. U nas na przykład w takim czyśćcu spoczywają sobie plastikowe pudełka naszej przyjaciółki, Martyny. Była u nas wielokrotnie od czasu, gdy one tam leżą, ale jakoś nikomu się nie zebrało, by je z tego czyśćca uwolnić. Przytulam Cię, Martynka <3
No, to Kuba szybko dopił kawę i pojechał do babci po blachę, bo sklepy jakoś od 13.00 były zamknięte (i dobrze). A ja w tym czasie zajęłam się przygotowaniem kruchego ciasta. To był mój pierwszy raz z kruchym ciastem. Chciałam je zrobić z Kubą, ale Kuby nie było, a ciasto musiało jeszcze leżeć w lodówce. Więc stwierdziłam, że no bez przesady. Zrobiłam w życiu rzeczy trudniejsze (chyba) niż kruche ciasto. Więc się wzięłam, i się udało! Także duma totalnie. Ale okazało się, że to ciasto było tak, kruche, że…
Gdy Kuba wyjął blat na pierwszego mazurka z piekarnika, to mu spadł. I rozpadł się na kawałki. Nie zacytuję, co powiedział, ale nic ładnego. I to już zapoczątkowało tę mazurkową tragedię. Chociaż w sumie zapoczątkowało ją chyba to, że w ogóle postanowiłam go upiec, a nie jak normalny przedstawiciel pokolenia Z (albo Y, zależnie od źródła) podreptać z rana do piekarni i mieć z głowy. Ale ja jestem znana z zamiłowania do utrudniania sobie życia.
Miodownik nawet nam wyszedł. Na pewno wygląda najatrakcyjniej ze wszystkiego (chociaż czekoladowe też w sumie nie wygląda tak strasznie).
Ale ten mazurek… Na blogu, z którego wzięłam przepis, wygląda cudnie. Jak z takich plastikowych pudełeczek, co można zobaczyć w sieciowych sklepach przed świętami. A mój wygląda, jakby przeżył ciężką przeprawę, wojnę i jako jedyny uratował się z Titanica. Jeden z blatu poskładanego z trzech czy czterech części, drugi co prawda cały, ale inwencja twórcza poniosła mnie za daleko i próbowałam ozdobić go roztopioną gorzką czekoladą. Z miernym skutkiem. W sensie, skutek jest, są na nim jakieś bliżej nieokreślone kształty z czekolady, ale czy wygląda to atrakcyjnie? Nie. Dobrze, że nie próbowałam narysować zająca albo kurczaczka…
Nadzieja pozostaje w bezie. Jest jeszcze w piekarniku. Ale dziwnie pachnie. Dam znać jutro na Instagramie, co z niej wyszło.
Ogólnie bilans dzisiejszego dnia jest taki:
*ładny miodownik
*znośne ciasto czekoladowe
*beza, której nie ufam
*mazurki, które zasługują na współczucie
A Wasze ciasta wyglądają tak ładnie, jak na zdjęciach z przepisów? Dajcie znać w komentarzach!
A niezależnie od tego, czy w kuchni jesteście wirtuozami, czy wręcz przeciwnie, chcielibyśmy Wam życzyć wszystkiego, co najpiękniejsze. Uśmiechu, zrozumienia dla drugiej osoby i przede wszystkim zdrowia. Jeszcze będzie cudownie, kochani :)
P.S. Kuba właśnie musiał przesunąć te biedne mazurki i wybuchnął śmiechem. Starał się powstrzymać, ale mu się nie udało. To chyba mówi samo za siebie.
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium